Zero siedemset.



Uszanowanko gołąbeczki, to znów ja. Melduje się kulturalnie z kolejnym wpisem, który w treści merytoryczne bogaty jest tylko w mojej wyobraźni. Jako, że lubię opowiadać historyjki z dzieciństwa w stylu: KIEDYŚ TO BYŁY CZASY, A TERAZ TO NIE MA CZASÓW, uraczę Was soczystym throwbackiem, a Wy się będziecie jarać jakie to niesamowite przygody mnie spotykają. Ave ja.

Poszedłem ostatnio z kumplem do jednego z warszawskich barów na piwerko. Takie wiecie, bez odpalania wrotek i wypłacania ekstra hajsu o dwudziestej ósmej, żeby KUUHWA DAĆ TEJ DUPERCE NAPIWEK STÓWKIE TO OBCIĄGNIE. Raczej coś w stylu: godzina 23:30 stopy już umyte i pachnące grzeczniutko leżą pod kołderką. Zajęliśmy pierwszy, lepszy wolny stolik i jak przystało na dorosłych, stabilnych emocjonalnie oraz finansowo mężczyzn rozmawialiśmy głównie o sytuacji na giełdzie, momencie obrotowym w Tesli, polityce i ruchaniu martwych zwierząt. Pod sam koniec zaczęliśmy sobie wspominać stare czasy podstawówki, kiedy to najlepszą zabawą było rzucanie we wszystkich cukierkami na szkolnych dyskotekach i lizanie odbytu kolegi z ławki w zamian za tazosy z wizerunkiem Mew Two albo Charizarda. Piękne czasy. W pewnym momencie mój ziomek wspomniał o traumatycznym wydarzeniu, które miało miejsce w jego domu i właśnie o nim chciałbym Wam opowiedzieć. Miałem wtedy ok. 120-144 miesięce, więc generalnie podstawówka. Za oknem ból i rozpacz, a nam nudziło się tak bardzo, że oddzielanie maku od piasku jak w Kopciuszku wydawało się całkiem wyjebanym zajęciem. Gdyby nie to, że kreatywne z nas łajzy to moglibyśmy skończyć całując się po fiutach. Na szczęście wpadliśmy na dużo lepszy pomysł. Koncept był genialny, a zarazem prosty jak Twoja stara. Postanowiliśmy, że zamówimy prostytutkę do domu naszego kolegi z klasy i będzie ubaw po pachy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wybierając numer 0-700-880-774 ZADZWOŃ TERAZ nie zamówimy żadnej prostytutki, tylko dodzwonimy się do pani z ponętnym głosem, która sugerując, że właśnie głaszcze się po cipie tak naprawdę będzie czesała włosy albo jadła zapiekankę. Im dłużej rozmawialiśmy z tą panią tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasz pomysł wcale nie jest taki genialny i zastanawialiśmy się czy ta kobieta po drugiej stronie aby na pewno jest kobietą... Gadaliśmy jej straszne głupoty, zadawaliśmy sprośne pytania, a ona przez ten cały czas nie zwróciła uwagi, że jesteśmy gnojami, które dopiero co od cyca oderwano. W pewnej chwili stwierdziliśmy, że koniec tego dobrego bo chyba jednak nie uda się zamówić podwójnego sera z sosem czosnkowym. Daliśmy sobie siana i poszliśmy się bawić klockami, wibratorami czy tam innym ścierwem, którym się bawią dzieci. Za jakiś czas, tydzień czy dwa, zadzwonił do mnie ten sam kolega i zaprosił do domu jak gdyby nigdy nic. Pomyślałem sobie SPOKO PEWNIE CHCĘ SIĘ RUCHAĆ WIĘC ZAŁOŻĘ NAJLEPSZĄ BIELIZNĘ I WEZMĘ ULUBIONE ZABAWKI. Jak pomyślałem tak nie zrobiłem, bo nie jestem pojebany Wy małe psychole. Po prostu się ubrałem i wjechałem mu na chatę. Kiedy otworzył mi drzwi i zobaczyłem jego minę, wiedziałem, że coś jest kurwa nie tak. Ten wyraz twarzy mógł oznaczać dwie rzeczy: albo odjebaliśmy coś takiego, że najwyższa pora wyrobić paszport i spierdalać do Meksyku, albo zawiesił mu się komp. Słowa, którymi mnie przywitał zapadły mi w pamięci tak bardzo, że pamiętam je lepiej niż datę urodzenia swojej siostry. MOJA MAMA CHCĘ Z TOBĄ POROZMAWIAĆ. Momentalnie temperatura mojego ciała wzrosła. Czułem jak topią mi się gałki oczne, rozpuszczają się kolana i powoli zaczyna się zanosić na solidne kupsko. Byłem miękki jak galaretka z bitą śmietaną, ale taką najtańszą. Uchyliłem drzwi do salonu i zobaczyłem ją - mamę mojego kolegi. Żadne słowa nie są w stanie opisać tej chwili. Stała przy desce do prasowania, skupiona na swoim zadaniu jakby ją ktoś zaprogramował do wykonywania tylko i wyłącznie jednej czynności. Powoli podniosła wzrok, a jej spojrzenie przeszyło mnie na wylot. Pamiętam to jak scenę z horroru, w którym główny bohater staje twarzą w twarz z demonym wezwanym przez jakiś pojebany rytuał, w którym złożono martwego kozła obsypanego rodzynkami i konfetti, a potem zdaję sobie sprawę, że pora na spierdalanko. Czas zwolnił, zapanował mrok, a z żelazka, które dzierżyła w ręku niczym rewolwer buchnęła para na cały pokój. Kupa, która chciała się wcześniej czym prędzej wydostać cofnęła mi się do gardła, albo i nawet dalej bo przez chwilę miałem wrażenie, że coś wycieka mi uszami. Kazała mi zamknąć drzwi, więc tak uczyniłem. Nie chciałem jeszcze bardziej wkurwiać już wystarczająco rozjuszonego demona. Zapytała mnie czy ostatnio przypadkiem nie dzwoniliśmy pod jakiś dziwny numer z ich domowego telefonu, bo dostała rachunek na ponad 700zł. Gdy to usłyszałem zesztywniałem. Wiedziałem, że zaraz mnie wyjebie na podłogę i założy na łokieć dźwignie Balacha, doprawi soczystym kopem w ryj, a jelitem wynitkuje zęby. Przecież nawet nie powiedziałem rodzicom dokąd idę, więc jak mieli znaleźć moje zwłoki? Byłem za młody, nie widziałem jeszcze disnejlendu i nigdy nie trzepałem rodzyny. Nie chciałem umierać. Z nerwów wyśpiewałem jej wszystko. Sypnąłem gdzie i po co dzwoniliśmy. Sypnąłem ludzi z Pruszkowa. Sypnąłem gościa, który ściągał na matmie. Podałem jej nawet swój login i hasło do Tibii, ale to ciągle było za mało. Miała mnie w garści. Łzy, które leciały mi z oczu, kiedy przypalała moje sutki Marlboro setką były wielkości mandarynek. Torturom nie było końca. Odleciałem... Ocknąłem się jakieś dwa dni później w rowie przy Katowickiej. Zapakowała mnie w czarny worek i wyrzuciła jak śmiecia. Dwa tygodnie spędziłem w pobliskim lesie żywiąc się korzeniami oraz małymi gryzoniami. Oswoiłem jelenia, ponieważ biegle władam językiem elfickim i dzięki temu udało mi się wrócić na jego grzbiecie do domu. Rodzice nawet nie ogarnęli, że zniknąłem. Tamten dzień odbił straszliwe piętno na mojej psychice. A co do mamy tego ziomka... Do dziś jestem jednym z ulubionych kolegów jej syna. Pojebane.

To by było na tyle. Jako morał warto zapamiętać, że jeśli nie chcecie mieć sutków wyglądających jak dzieci Freddiego Kruegera to nie przypalajcie ich petami, a na dobranoc zawsze całujcie je w czółko. Najlepsze posty na bloga piszę samo życie. Bywajcie zdrowi i do następnego. Ciao.

s.c.

Komentarze

  1. Super post. Miałeś naprawdę wspaniałą historyjkę. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drodzy czytelnicy! Zgodnie z nowymi przepisami dotyczącymi ochrony danych osobowych pisząc komentarz do któregokolwiek z moich wpisów wyrażacie zgodę na ich przetwarzanie.
Pozdrawiam ciepluteńko!